Trzy pytania do prof. Anny Brzezińskiej
- Opublikowano: 23 Maj 2012
Rozmowa z Anną Brzezińską, profesor Instytut Psychologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, liderem zespołu wczesnej edukacji IBE.
.
Na czele nowego zespołu Instytutu Badań Edukacyjnych stanął psycholog, a nie dydaktyk czy socjolog. Czy to oznacza, że zespół wczesnej edukacji będzie działał inaczej niż reszta?
Prof. dr hab. Anna Izabela Brzezińska: IBE cały czas dąży do tego, by stać się instytucją obejmującą całość zjawisk związanych z edukacją. Mój zespół nie będzie działał osobno czy inaczej, chodzi raczej o to, aby uzupełnić zakres refleksji Instytutu. Wydaje się, że dotychczasowe badania edukacyjne, nie tylko prowadzone przez IBE, skupiały się raczej na edukacji szkolnej, kładły nacisk na funkcje czysto dydaktyczne. Jednak, aby sensownie planować badania i interpretować ich wyniki, trzeba na początku zadać sobie pytanie, z jakim kapitałem dzieci przychodzą do szkoły, a wcześniej do przedszkola. Ten kapitał jest czasem ubogi, czasem bogaty, zawsze bardzo zróżnicowany. Skądś to się bierze. Warto więc postawić pytanie, co i kiedy można zrobić we wcześniejszym okresie życia dziecka, i kto to ma zrobić, żeby jego kapitał mógł stanowić dobrą podstawę dla nauczycieli do pracy z dzieckiem najpierw w przedszkolu, a potem w szkole. Uważam, że jeśli się mówi o wczesnej edukacji, nie powinno się wyznaczać żadnych granic wiekowych, tylko zająć się całym dzieciństwem – od pierwszego roku jego życia do 10-12 lat. W tym okresie mamy do czynienia z kilkoma przełomowymi momentami w życiu dziecka, z kilkoma ważnymi przejściami z jednego środowiska do drugiego, na początku silnie związanych z funkcjonowaniem rodziny, potem różnych instytucji w systemie edukacji. Każdy z tych etapów w życiu dziecka wnosi jakiś wkład w budowanie jego kapitału i wymaga zastosowania określonej edukacji – dostosowanej do jego potrzeb, ale jednocześnie wyprzedzającej jego rozwój. Zatem dopiero, gdy badaniami i namysłem teoretycznym obejmie się całość dzieciństwa, można będzie stwierdzić, jakie szczegółowe kompetencje rozwijają się w poszczególnych okresach życia dziecka, co powinni rozwijać rodzice, co przedszkole, co szkoła i na czym może polegać ich współpraca. Na tej podstawie będzie można budować system wsparcia edukacyjno-wychowawczego dla rodziców, opiekunów i nauczycieli – dostosowany do ich potrzeb i specyfiki instytucji, a jednocześnie optymalnie stymulujący rozwój dziecka.
Czy sześciolatki mają wystarczający kapitał, aby iść do szkoły?
– Byłabym nierzetelna uogólniając. Ten kapitał, jak już powiedziałam, jest zróżnicowany. Nie ma jednak zasadniczych przeszkód, by dzieci w tym wieku objąć nauką w szkole. Edukacja przedszkolna, która siłą rzeczy musi być bardziej nasycona opieką, trochę dusi potencjał sześciolatków, który dziś jest zdecydowanie inny niż nawet kilka lat temu. W przedszkolach często ciągle myśli się o dziecku jako o małym badaczu, a to już nie jest ani „mały", ani tylko „badacz". Jest to człowiek, który ma swoje przekonania, opinie, teorie na wiele tematów, bystro obserwuje dorosłych, choć o wielu rzeczach nie mówi, bo wie, że rodzicom czy wychowawczyni byłoby przykro. Niestety, w wielu placówkach dziecko przebywa w środowisku zbyt infantylnym w stosunku do jego potencjału. To warto zmienić – przedszkola nie mogą być tylko przechowalnią lub bawialnią dla dzieci czy nawet bezpieczną szkółką, choćby najlepszą pod względem opiekuńczym. Powinny tak pracować z dziećmi, aby przygotowywać je do przejścia do nowego etapu życia i rozwoju – do szkoły z mocnym poczuciem kompetencji, odwagą, ciekawością i chęcią uczenia się.
Na spotkaniach z dyrektorami, nauczycielami i rodzicami często – i to entuzjastycznie – mówi pani profesor o wykorzystaniu tutoringu rówieśniczego w procesie edukacji. Co to takiego i dlaczego budzi u Pani taki entuzjazm?
– W skrócie metodę tutoringu można przedstawić tak: jeśli uczeń jest w jakimś obszarze wiedzy czy konkretnych umiejętności bardziej kompetentny niż rówieśnicy, powinien stać się przewodnikiem dla swoich kolegów w tym zakresie. To bardzo stara metoda. W rodzinach plemiennych w Afryce czy na Wyspach Triobriandzkich, jeśli rodzice chcą coś przekazać małemu dziecku, zlecają to najstarszemu dziecku, bo ono najlepiej wie, jak to przekazać młodszemu bratu czy siostrze. Czasami rodzice czy nauczyciel nie potrafią wytłumaczyć dziecku jakiegoś problemu na przykład z matematyki, bo jest między nimi za duża różnica – dziecko nie rozumie problemu, a rodzic nie rozumie, czego nie rozumie dziecko. Lepiej wytłumaczy to ten, kto ma podobną perspektywę i zbliżone kompetencje, a więc dziecko dziecku. W Polsce tutoring rówieśniczy zdobywa coraz większą popularność. Od pewnego czasu działa w gimnazjum i liceum, teraz wchodzi do podstawówki. Widać, jak tutoring zmniejszył poziom agresji w relacjach między uczniami i w relacjach z nauczycielami. Uczniowie poczuli się dowartościowani, traktowani jak ludzie, odkryli, że nauczyciele to też ludzie. IBE planuje objąć tutoring badaniami. I to też jest zadanie dla mojego zespołu wczesnej edukacji.